sobota, 29 maja 2010

Mówiąc szczerze - totalnie nie chce mi się pisać, nic mi się zasadniczo nie chce. Staczam się w jakiś niezrozumiały sposób, jakbym się zanurzał w czymś nie mając chociaż skrawka świadomości. Jest to tym bardziej dziwne, że nie odczuwam w związku z tym stanem rzeczy jakiegoś dyskomfortu większego. Ot poczucie, że coś jest nie do końca tak, jak być powinno.
Za tydzień niespełna zaplanowana sesja, a ja w proszku. Zarówno organizacyjnym jak i osobistym. Nie jestem gotowy na te zdjęcia.I nie jest to świadomość, a raczej intuicyjne przeczucie. Któryś dzień z rzędu ciągle koszmary, po kilka w ciągu jednej nocy nawet. Jestem zmęczony; wykończony do tego stopnia, że gdybym dziś właśnie miał zrobić coś konstruktywnego - nie dam rady, choćbym nawet i miał chęć.
I jak zawsze w takich momentach słucham płyty Ghosts of Breslau "Sacred Place". Przynosi mi ona niejako swoiste ukojenie. Cóż - może to wszystko to znów kwestia wyłącznie niedawnej pełni?
W poniedziałek będę zabiegany - może to mi przywróci sam nie wiem co, coś co utraciłem znów po drodze.


Towarzyszy mi nieprzerwanie od zrodzenia się pomysłu ów sesji pewne fatum chyba, przeświadczenie niegotowości a jednak pomyślnego wyniku. Jedno drugie wyklucza co jest irracjonalne, a ja mimo wszystko - jeśli już coś planuję, to wszelki irracjonalizm jest niezbyt mile widziany. Musi wszystko grać jak w zegarku.
Ale mówiąc szczerze - męczy mnie już to układanie wszystkiego w zgrabny mechanizm. Wyczerpuje siły i wolę. Mam niechęć do robienia czegokolwiek na żywioł. Może tu jest właśnie ten czynnik, który zrewiduje moje podejście do całego tego projektu, może nawet do fotografii jako takiej. Tym bardziej, że potrzebuję odmiany. Innego punktu widzenia, odczuwania, czy patrzenia na świat.
Chciałoby się rzec - w kłamstwie jest prawda! - ale czy rzeczywiście? I jeśli już - w jaki sposób istnieje taka symbioza? A z drugiej strony, czy warto zadawać sobie te pytania? Czy warto tyle pytać? Czy pytanie i odpowiedź mają jakiekolwiek znaczenie?
Przecież to wszystko jest kwestią na tyle osobistą, że narzucanie jakiekolwiek formy własnej jest nieomal gwałtem na swobodzie myślowej!
No i masz, rozpędziłem się w próżnej gadaninie.

Czuję, że niedługo zrobię coś naprawdę porządnego (może na tej sesji?), gdyż coraz bardziej nie chce mi się nic, jestem coraz bardziej rozkojarzony, rozbity; a jednocześnie pozbawiony motywacji. Powiecie, że to wszystko wskazuje na fakt, iż się wypaliłem. Już miewałem ten stan i jeśli gdzieś w połowie się nie zatrzyma, jeśli będzie trwał i rozwijał się - myślę, że będzie tak, jak powiedziałem. Mówi się, że zdjęcia robi człowiek nie aparat. Ba! Pójdę o krok dalej! Dla prawdziwej Sztuki Artysta jest zaledwie jednym z wielu narzędzi!
Trzeba tylko pozwolić sobą kierować.

Na koniec mała dygresja. Skąd się bierze prawdziwa nienawiść? Ze strachu i z miłości. A zatem nienawiść sama w sobie jest niedoskonała. Chęć zemsty często posiada te ograniczenia, ale w jej wypadku nie zawsze występują, a nawet jeśli występują - z czasem mogą ulec zatarciu. Czy można nienawidzić snów? Można je kochać lub się ich bać, a nie można ich nienawidzić, ani tym bardziej się na nich zemścić.
Czym zatem jest sen? W swej istocie najgłębszej.


Niezależnie od sensu pytania i odpowiedzi musisz zdać sobie sprawę, że jesteś pytaniem na odpowiedź jako Istota. Jako cel, sens i każdy dowolny aspekt jesteś i pozostaniesz tymże pytaniem, także w wypadku zaprzeczenia, tj. jeśli weźmiemy pod uwagę przeciwnieństwo, czy też wartość pośrednią, zakres, czy nawet irracjonalny czynnik Nicości.
Będzie dla mnie tym milsze, jeśli uznasz to za zaledwie pseudofilozoficzny bełkot. Gra, gdy widzisz karty przeciwników, jest nudna; a jakże ciekawa staje się gdy nie widzisz nawet własnych kart?
Pozostań.


czwartek, 27 maja 2010

Rokosz

Nie narodziłem się do tych czasów. Nie dla mnie tzw. spokój w świecie.
________________

Nie będę się rozpisywał, żeby się kiedykolwiek mógł ktoś przekonać, że mam słuszność.
________________


________________

Cóż to za życie - być tu i teraz? Być wszędzie i zawsze! Ale to już nie jest życie.

wtorek, 25 maja 2010

Zwyczaj arcyredaktorski.

Zerknijcie na stronę Dionizji i spojrzyjcie na ostatni wpis łaskawie (czyli pierwszy od góry dla mniej pojętnych). Zauważyliście niepodpisane zdjęcie? A zgadnijcie kto je zrobił? Ano właśnie.
Panie Marku - kultura dziennikarska wymaga, aby jeśli raz dostajemy zdjęcia do biuletynu festiwalowego i je podpisujemy, to uczynić to tym bardziej gdy nie pytamy autora o zgodę. Powinien się Pan po tylu latach zaznajomić z pewnymi normami obyczajności w środowisku. Wczoraj usłyszałem głosy mówiące wprost o pozwaniu o naruszenie praw autorskich, ale jako, że nie jestem szmatą i wyznaję zasadę, że sztuki nie robi się dla zysku - nie uczynię takiego kroku. Jednakowoż dziwi mnie wielce, iż po tylu latach w branży traktuje Pan w taki sposób ludzi, którzy nomen omen ułatwiają Panu pracę.
Na marginesie - chce Pan zdjęć ze spektaklu "Winni" do ostatniego numeru biuletynu na sobotę, a przecież pański dobry znajomy - fotoreporter, mający własną stronę w biuletynie, posiada zdjęcia z tego spektaklu. Zadziwiająca dezinformacja.

Z innej beczki - przyszłe Dionizje stoją pod znakiem zapytania. Gratulacje dla CKiSZ za nieudolność i warcholstwo. Ciekawym jest również fakt, iż nie można było wejść na balkon sali widowiskowej kiedy na ostatnim przedstawieniu zobaczyłem tam kilka osób z obiektywami. Pytanie brzmi - czy amatorszczyzna ma przywileje większe niźli doświadczenie?

Mam dwa niecne plany - jeden bliższy (ino niech się pogoda poprawi), drugi dalszy i długofalowy. Oba, że tak nieskromnie powiem, nieomal genialne. Ale mniejsza o to ;)

Ze zdjęciami z Dionizji już się uporałem - dziś, jeśli mi się zachcę, zacznę wstawiać dlatego zapraszam do śledzenia co się dzieje na endarkart.deviantart.com. I tak na marginesie... Mimo, że nie został w tym roku wyłoniony zwycięzca a zostały przydzielone 3 równorzędne nagrody - ponownie wiedziałem kto zwycięży. Notorycznie wręcz wiem kto stanie na podium, w takiej czy innej roli. Fatum? Intuicja?

Tyle na dziś, więcej na chwile obecną chyba nie mam do trucia.

poniedziałek, 24 maja 2010

Złośliwość softu

I to jaka!
Eos Utility mi się wyrżnęło. Twardy zwis kompa, restart, nie działa, reinstalka, nie działa, w necie nic właściwie, w manualu ani słowa o takim problemie. Nie wiadomo co jest grane!
Tym wspaniałym sposobem zostałem zmuszony do używania czytnika kart i zarazem pozbawiony chociażby remote shootera. Można się wściec!
Otóż i screen tego epica:



A już się cieszyłem, że zdjęcia wyszły ok - nie psia jego mać, musi zawsze się coś spieprzyć. Jeśli ktoś wie jak sobie z tym poradzić - to proszę o kontakt, bo jestem w kropce.

Łącznie na Dionizjach zrobiłem jakieś 600 zdjęć (sic!) - z czego ok.200 przeszło przez sito, co jest całkiem niezłym wynikiem. Zresztą nie skończyłem przesiewania i podaję te dane na oko - ale 50 w tą czy w tamtą? Whatever.
Zdjęć parę pokaże myślę, że niedługo. Połowę roboty mam praktycznie za sobą więc zasadniczo nie powinno być problemu ze skończeniem tematu w ciągu tygodnia. Tym bardziej, że uznałem wczoraj (zgodnie z prawdą), że mi to wisi. Znudzone elyty z forsą powinny raczej poszukać innego hobby. Nie wymagającego myślenia i rozumienia hobby. Wogóle to od kiedy Sztuka może być hobby? Źle się dzieje...

Anegdotka jeszcze mała:
Aktorka w Krakau chciała się odmłodzić u uwaga - bioenergoterapeuty.
Pytanie ile byście chcieli za wzięcie na siebie 10 czy 20lat czyjejś starości? 10 tysięcy? 20?
Ludzie są śmieszni, wyceniają wszystko - a szarlatani korzystają z naiwności.
Oczywiście uzyskała pomoc w tej kwestii za drobną opłatą.

Człowiek z natury jest hipokrytą.
Nie mam już nic do dodania, zasadniczo mógłbym jeszcze sporo napisać - ale po co? Bezsens.

niedziela, 23 maja 2010

Dionizyjski lekki kac

Cofnę się w czasie trochę...
Bitwa na poduszki - nic ciekawego na mój gust. Parę zdjęć jest ale dla mnie to jest degrengolada ideowa w kwestii tematu.
Pierwszy dzień Dionizji spędziłem nie na Dionizjach. Wczoraj już byłem na spektaklach, później impreza (która nam się przerodziła w zamułę i się ludzie zresztą posypali). Ogólnie dziś byłem o 4 z hakiem na chacie, 4 godziny snu i od nowa.

Parę zdjęć z 21.o5.1o dla zainteresowanych:


PACZKA 42MB

Póki co nie będę pokazywał co zrobiłem na Dionizjach. Pokażę jak już będzie po wszystkim. Swoja drogą wczoraj chcąc nie chcąc obrabiałem zdjęcia w micro$hitowym jakimś programie (picture publisher czy jakoś tak). Boże co za żal. Ale whatever - jakość druku w gazetce dionizyjnej jest taka, że zapiera dech w piersi - i wcale nie jest to pozytywna uwaga. Czyli mówiąc najogólniej - poszło jak poszło, dobrze, że poszło, a jakie poszło to kwestia drugoplanowa.
Szczęście, że już przekonwertowałem .cr2 do .dng. Chwała Adobe, że myślą sensownie i stworzyli ten konwerter.
Dziś chyba ostatni dzień festivalu więc sądzę, że szybko powinienem się uporać z tematem. Tzn. taką wyrażam nadzieje, a jak znam siebie - to tydzień poleci. Ewentualnie zrobię tak jak powinienem - bez pardonu zostaje albo nie.
I tyle.

czwartek, 20 maja 2010

Moreau i kiecka.

Dziś o tytule nie zapomnę. Słowo ;)

Jutro zaczynają się Dionizje (realnie, a nie imaginacyjnie), i również jutro bitwa na poduszki! Co ciekawe kogo nie pytać - ten idzie. Ciekawe czy rzeczywiście będzie tak, jak się zapowiada.
Mam cichą nadzieję, że któryś spektakl i sam klimat ciemnej sali wyzwoli jakieś nowe myśli. Nie to żeby narzekał, ale jak to się mówi - od przybytku głowa nie boli.
Ale nie o tym miałem...

Otóż w poszukiwaniu jakiegoś mistrza, który kreował kiedyś w stylu, który obecnie mgli mi się przed oczami w związku z najbliższą sesją znalazłem coś. Może nie jest to dokładnie to co jawi się w moim umyśle ale myślę, że jest całkiem niezłym wykładnikiem.
Tym bardziej, że nie lada to dzieło i nie pierwszy lepszy Mistrz!
Ale starczy zapowiedzi!


Gustave Moreau "Orphée" 1865r.
Wspaniały prawda?

Wiesz, pachniesz burzą w tych snach...

Pomijając wspaniały klasyczny światłocień (nie wiem sam czy na takim wyłącznie będzie mi zależało - co raczej wątpliwe), skupię się na inszych aspektach.
Statyczna poza, prosta, minimalistyczna niemal - to na pewno będzie miało miejsce i u mnie niedługo. Daje ona jakiś taki nostalgiczny posmak, ale jednocześnie tym bardziej wyprowadza swą prostota a zarazem gracją osobę przed tło. Jest niejako wzmacniaczem detalu poniekąd. A skoro jesteśmy przy detalu...
Korci mnie bardzo żeby zastosować na tej sesji właśnie różnorodność faktury, bynajmniej nie w sensie fajna kolorowa sukienusia. Ale tak jak widać to u Moreau - ciemne zielenie, poszarzałego cyjanu trochę w jaśniejszych miejscach, żółcie i czerwienie przytłumione, najżywsze oranże dużo tracą pod ciężarem reszty. Pięknie wyeksponowane detale stroju - spójrzcie na biust i na wystające ku nam kolano. Majstersztyk, moi drodzy, tak rzucające się w oczy fragmenty uczynić dopełnieniem postaci! I to bym pragnął u siebie, ale skąd tu wytrzasnąć taki strój? Ano właśnie. Chociażby tak wspaniały materiał z delikatnym wzorem jaki widać na sferze uda?
Szczerze powiedziawszy ze strojem byłem do tyłu - nie wiedziałem czego chce. Teraz gdy wiem na czym mi zależy jestem w kropce. Bo stworzyć koncepcję stroju odpowiadającą pewnym założeniom faktury, ułożenia na ciele, itd - przy obecnej modzie jest trudno (nie mówiąc już o ograniczeniu funduszowym). Pozostaje wierzyć w los chyba wyłącznie.

Kontynuując wątek pozy i dynamiki wspomnę jeszcze o "Jednorożcach" Moreau. Jak On to zrobił, że dynamika jest tam jakoś podświadomie obecna pomimo niemal statyczności? Odpowiedzcie sobie sami i sami rzeczonego dzieła poszukajcie - ot praca domowa ;)

W związku z tą sesją chyba zacznę stosować (pierwszy raz wogóle!) mapy myśli, bo się gubię pod natłokiem wszystkiego, co się na rzeczoną sesję składa.
I na tym zakończę bo ostatnio się rozpisałem a nie chce was przemęczać ;)

wtorek, 18 maja 2010

zapominam o tytule

Żeby było czytelniej - Slipknot - Psychosocial
I możemy zaczynać.
Uczciwie oświadczam, że mam 3 tyskie o,5l na łbie i nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia - jest coś na rzeczy.

Otóż Moi Niedrodzy, uświadomiłem sobie, że zrobienie najbliżej sesji - tego niby "projekciku" jest (czy raczej stało się) - czymś więcej. Wam to wisi i powiewa - bo nigdy nie staniecie przed takim czym podobnym dylematem.

A zresztą zapuście sobie całe "All Hope Is Gone".

Zacznijmy od cytatu - ostrzegam długiego!

Kto głęboko w świat patrzył, ten snadź odgadnie,
jaka w tem mądrość się kryje, iż ludzie są powierzchowni.
To instynkt samozachowawczy uczy ich pobieżności,
lekkości, fałszywości. Śród filozofów tudzież
śród artystów zdarza się tu i ówdzie nadmierne
i namiętne »czystych form« uwielbienie: niechaj nikt
nie wątpi, iż komu p o t r z e b a tak bardzo kultu powierzchni,
ten sięgnął już kiedyś boleśnie pod nią.

Co do tych poparzonych dzieci, urodzonych artystów,
u których używanie życia li na tem jeszcze polega,
by obraz jego f a ł s z o w a ć (ni to z zawziętej na życiu
zemsty —) , istnieje snadź nawet hierarchia dostojeństwa:
ze stopnia, w jakim obmierzło im życie,
możnaby wnioskować, o ile sfałszowanym, rozcieńczonym,
uzaświatowionym, przebóstwionym pragnęliby
widzieć obraz jego, — zaś homines religiosi możnaby
zaliczyć do artystów, jako ich stopień naj -
w y ż s z y . To głęboka podejrzliwa trwoga przed
nieuleczalnym pessymizmem zmuszała całe tysiąclecia
wpijać się zębami w religijną interpretacyę bytu:
trwoga owego instynktu, który przeczuwa, iż możnaby
prawdę posiąść p r z e d w c z e ś n i e , zanim
człowiek stanie się dość krzepkim, dość twardym,
dość artystą... Pobożność, »życie po bożemu« w ten
rozpatrywane sposób przedstawia się jako najsubtelniejszy
i ostatni płód t r w o g i przed prawdą, jako
zachwyt i upojenie artystyczne z obawy przed najkonsekwentniejszym
ze wszystkich fałszerstw, jako
wola odwrócenia prawdy, nieprawdy za każdą cenę.
Nie było snadź dotychczas silniejszego środka, by
upiększyć człowieka, niźli właśnie pobożność: dzięki
jej staje się człowiek tak bardzo sztuką, powierzchnią,
grą barw, dobrocią, iż widok jego przestaje
już boleć. —


Otóż odrzucam ta pobożność, tą kłamliwą hołotę i pomiot ars gratia artis! Odrzucam i potępiam z całego swojego jestestwa! Jest mi ona obmierzłą i zawsze takową pozostanie!

Uświadomiłem sobie, że w tej sesji odbije się nie tylko Ktoś ale i Ja.
Sensu stricte sesja zaczyna być tu zaledwie dodatkiem jak ów Osoba stwierdziła - i ma rację. Cóż, przyznam że i we mnie to budzi coś z pogranicza grozy i namiętności.
Nieopisane uczucia są bezcenne. I nie można się nimi w pełni dzielić. Cóż z tego, że poczuje ich skrawek, cóż z tego, że ten skrawek umieszczę na fotografii? Dla mnie to nieomal sacrum. Właśnie to, właśnie te uczucia, emocje, myśli - to jest sacrum. A nie dogmaty zrodzone wśród próżnych w celu kontroli ograniczonych. I wiem, że nie powinienem tego robić - że nie mam do tego prawa. Więc dlaczego to zrobię? Bo zrobię to, jak siebie nienawidzę! Bo nikt oprócz mnie się na to nie porwie!
I nie, nie widzę tego w świetle, że przez to zostanę zapamiętany - nie chcę! Nie pragnę rozgłosu, nie chcę aprobaty, leje na opinię profanum! Chcę żebyście okazali się tępą bandą baranów, żeby moja publiczność była ślepa - a o dlatego, że wtedy będzie mi lżej. I jestem pełen podziwu i szacunku (naprawdę wielkiego szacunku) dla Osoby, która wiedząc o tym co zamierzam - zgodziła się na to.

Nie wróć - zapuście sobie co tylko macie Slipknota. Wszystko!
Aktualnie duality dokładnie.
Pieprzone DUALITY.
Sorry za wtręt.

Wracając do wątku - nomen omen wbrew pozorom nie przerwanego.
Zaczynam odczuwać to do czego zmuszę ta Osobę - i wierzcie mi lub nie - to nie jest przyjemne. Tego się nie da od tak wyobrazić - tego wogóle nie można sobie wyobrazić.
Dziś stwierdzam z cała odpowiedzialnością - ja zrobię tej Osobie krzywdę. I nie chodzi tu o krzywdę fizyczną, nie. O pstychiczną; głęboką i nie do usunięcia bliznę. Ona ma tego świadomość i się na to godzi - jak mam być dla Niej - nie czarujmy się - katem, stwórcą i opiekunem zrazem. Jakich ofiar wymaga prawda?!
Czy się waham? Zapewne większość z Was już teraz by powiedziała, że to jest nieetyczne. Nie podoba się - to won. Ja tu Was nie trzymam. Wracając - nie, nie waham się. To jest coś takiego jakby padał deszcz i wiatr wiał Ci w twarz a ty idziesz do celu. Jak to nazwać? Przeświadczeniem o słuszności? I've got to say what i've got to say? Powiedzmy - chociaż słowa tego w pełni nie oddadzą.

Czuję, że ten projekt może mnie przerosnąć jako człowieka. Chyba tylko tego się obawiam - że brak zdystansowania się, będzie miał zły skutek. Ale jednocześnie czuje, że to jest właściwa droga, że tu potrzeba wielkiego zaangażowania (przede wszystkim psychicznego i duchowego) - inaczej to nie ma sensu.
Czy się boje, że za dużo będzie w tych zdjęciach mnie? W sensie subiektywizmu sposobu patrzenia trochę tak - zwłaszcza, że pragnę, aby stało sie to nieomal uniwersalne. Z drugiej strony czy to może być wogóle uniewersalne? I don't think soo...

Nie boje się obnażyć swoich tajemnic, ale chce aby to było o Niej. Chce, żeby mój sposób patrzenia pozwalał z o b a c z y ć. Żeby to co ze mnie nie stało się jakimś uniwersum przestrzeni, w której przyjdzie się zamknąć - chce żeby było widać ta reakcje łańcuchową. I zapcham te 16 GB do pełna bynajmniej nie trywialnymi kadrami i kłamstwem. A możecie mi wierzyć, że z tym nastawieniem byłbym gotów na wszystko.

Nie wiem co to jest. Bo nie są to zapędy wyłącznie artystyczne. Artysta? To pojecie jest w tym momencie nic nie warte. Już bardziej pasuje demiurg. NIe licze sie ze soba - nie to że nie chce. Po prostu nic mnie nie obchodzi moje ja. tak jakbym nie istniał. Chce być częścią i d e i - dokładnie tą, tu i teraz.

Fryderyk Nietzsche — To rzekł Zaratustra (O nadczłowieku i ostatnim człowieku, 5.)

Trzeba jeszcze mieć w sobie chaos, aby móc zrodzić tańczącą gwiazdę.


Fryderyku, gdybyś wiedział ile trzeba poświecić, ileż wysiłku trzeba włożyć nadto. Ale zapewne wiedziałeś, a mi się dopiero teraz - przy konfrontacji ze stwierdzeniami - przychodzi mierzyć z tym. I choć z jednej strony walka to nierówna - z drugiej jest oczywistym, że jest to walka nie tylko o ideę, ale również o wszystko co mnie stanowi. A siebie zdradzić niepodobna po tym wszystkim.
_____________________

Zawsze będziesz mi się już kojarzyć z tym, co mi najdroższe. Nie wiem jakim cudem udało Ci się wspiąć na to miejsce niedostępne. Nie wiem i tym większe budzisz u mnie uczucia - gdyż trafiasz tam w szczerości wolą losu.

Fryderyk Nietzsche — Tako rzecze Zaratustra (Mowy Zaratustry: O przyjacielu)

Jeśli chce się mieć przyjaciela, trzeba też chcieć prowadzić o niego wojnę; aby zaś prowadzić wojnę, trzeba umieć być wrogiem.


Niniejszym oświadczam - idę na wojnę. Bo taki (nie)przyjaciel nad tysiąc innych stanie i od całej ludzkości cenniejszy.
_____________________

Fryderyku dopiero teraz zaczynam Cię pojmować w życiu!

poniedziałek, 17 maja 2010

Piosenka o niczym

Tytuł może i nieciekawy ale na niezwykle inspirującą muzykę trafiłem i stąd taki, a nie inny tytuł. Zapuście sobie - przyjemniej się będzie czytało. Kanał Audytywny - Radiowa piosenka o niczym.

Tematy takie śmakie dziś - dla każdego chyba coś będzie ciekawego.
Na początek polecam rysunki Łukasza Bursy - zdrowo się ubawiłem od wczoraj oglądając jego bloga. Oczywiście jest i o fotografii.

Od dawna planowałem napisać także o bezkompromisowości w fotografii, o braku tabu, o wyzwoleniu etycznym poniekąd. Najpierw jednak obejrzyjcie sobie ten filmik:



Obejrzeli? No to możemy pójść krok dalej.
Otóż chciałbym postawić przed wami parę pytań:
Pytanie 1.
Czy sprzedawanie, "kradzież", czy samo wkraczanie w strefę prywatności jest nieetyczne? I czy w tej kwestii możemy/powinniśmy dzielić społeczeństwo na szarych ludzi i celebrities wszelkiego pokroju?

Pomijając odpowiedzi typu - z czego muszę żyć/ z tego jest kasa (w przypadku gwiazdeczek), etc. - mówimy odruchowo nie. Ale dlaczego nie? Bo włazimy z butami w czyjeś życie? Bo ktoś sobie nie życzy? Hipokryzja! Ile osób chce zobaczyć, że Ci ludzie z okładek mają także problemy, że są zwykłymi ludźmi? Ano właśnie, większość z nas chce w ten sposób potwierdzenia, że wcale tak wiele się od nich nie różnimy, że tak jak oni się wspięli - tak i każdy może, i analogicznie ze spadaniem. Fortuna kołem się toczy niby nie?
Czy powinniśmy dzielić zatem ludzi na tych z okładek i szaraków? Tym bardziej nie! Co jest obiektywnie ciekawego w np. nowym mercedesie Muchy? Nic, totalnie nic. Czy ma coś ciekawego do powiedzenia? Nie. A szary człowiek nieraz ma więcej do powiedzenia i jest znacznie bardziej inspirujący, mimo że nie jeździ mercem za kosmiczną sumę.



Pytanie 2.
Skoro szary człowiek jest ciekawszy od gwiazdeczki to czy zatem można mu się pchać w prywatę? Czy to jest etyczne?

Oczywiście słychać już głosy - Nie wolno, to jest zwykle chamstwo!
Ale czy aby na pewno?
Załóżmy, że ten ktoś sobie nie życzy, ale nie ma pojęcia co się dzieje. Załóżmy, że nikt się nie dowie kim jest ta osoba ze zdjęcia. Załóżmy nawet, że zdjęcie uświadomi coś ważnego ludziom nie godząc w dobra osobiste osoby ze zdjęcia. Czy wtedy to jest etyczne? Przecież weszliśmy komuś z butami w życie, ale z drugiej strony uświadomiliśmy ludziom przypuśćmy pewien problem natury społecznej. Czy zatem zachowaliśmy się etycznie czy nie? Nietzsche powiedział kiedyś: "Dobra wojna uświęca każde środki". Z punktu widzenia obecnej etyki jest to wysoko nieetyczne stwierdzenie - ale czy jeśli wojną będzie uświadomienie ludziom tego czego nie widzą lub nie chcą widzieć czy nie powinniśmy im tym bardziej pchać tego przed oczy? Nie licząc się z ryzykiem i z czyimś prawem do prywatności? Powiecie zapewne, że to już kwestia osobistego wyboru, że to jest działanie nie do końca etyczne.


Pytanie 3.
Czy upubliczniłbyś zdjęcia godzące w czyjeś prawo do prywatności?
No właśnie. Ostatnie i najważniejsze pytanie. Mając na względzie wszystkie rozważania powyżej. Odpowiedzcie sobie sami.
___________________

Ruszyłbym się do małopolski - bo ponoć będzie powódź. A wiadomo - kataklizm, to ludzkie tragedie, a to oznacza, no a jakże - zdjęcia. Ale pewnie nie pojadę.
Swoją droga pogoda psuje mi plany - chociaż może i nomen omen podrzuci mi jakiś pomysł?

Piątek o 17oo bitwa na poduszki - więcej info TU.

„KLIMAKTERIUM ... i już”
Spektakl teatralny autorstwa Elżbiety Jodłowskiej w reżyserii Cezarego Pomagały w wykonaniu m.in. Krystyny Sienkiewicz, Grazyny Zielińskiej, Ewy Śnieżanki, Elżbiety Okupskiej
sala widowiskowa CKiSz ; bilety do nabycia w kasie kina, cena 80zł

Ile? Hahahahaha już widzę te tłumy walące drzwiami i oknami.
___________________

Zauważam rosnącą problematykę zdobywania informacji na tym moim zadupiu - jeśli coś wymyślę, tudzież będę chciał się poznęcać nad tematem dam znać. Poczta pantoflowa to nie jest jednak najlepszy sposób zdobywania informacji, i nie zawsze są one zgodne zgodne z prawda i najświeższe. Tym bardziej, że obecnie zależy mi na informacji jak najszybciej i jak najświeższej. Ale o tym zapewne już niedługo.

czwartek, 13 maja 2010

Machiavelli, konieczności i mgła.

Są takie dni, gdy z surrealistycznego snu budzi mnie zapach wanilii. I w te właśnie dni uświadamiam sobie najmocniej jakim jestem popaprańcem. Każda czynność, jaką wykonuje, ma swoje odzwierciedlenie w przeszłości; każdy schemat ma swoje podłoże, każda myśl ma swoje korzenie w przeszłości. W koszmarze.
I dziś znów jest taki dzień.

Za oknem wiecznie brzęczał rój os. Wściekłość na wyciągnięcie reki, właśnie tam gdzie wmuszano spokój i niejasną konieczność pozostawienia spraw ich własnemu biegowi. Kraty w oknach są niczym w porównaniu z niewidzialna barierą odseparowującą od rzeczywistości.

Należy pamiętać spiżowe słowa Machiavellego, że "okrucieństwo i terror należy stosować ale rozsądnie i tylko w miarę potrzeby".


Do sierpnia mam czas żeby zrobić przynajmniej jedna serię zdjęć. I ma niszczyć.
A żeby tak było muszę spojrzeć w czeluść samego siebie. Będzie się to wiązało z długim i bolesnym procesem, ale innej drogi nie ma.
Zaczynam już popadać w skrajności, celowo zmuszam się do braku kontrolowania impulsów (jakkolwiek dziwnie brzmi to stwierdzenie). Na dodatek wiąże się ten proces już na wstępie z odseparowaniem, odbarwieniem emocji i bodźców i rozstrojeniem fizjologii organizmu. Przy tym wszystkim próbuję pozbyć się większości schematów codzienności, co jest o tyle trudne, że trzeba najpierw dostrzec aspekt i go przekształcić w jakiś sposób.
I mam pewien pomysł jak uprościć sobie robotę i nie tracić czasu. Ale to jest tajne przez poufne i niekoniecznie legalne.

W dniach 19-23 maja Dionizje. I mam przeczucie, że spotkam tam osobę, której bym się tam nie spodziewał. Osobę, która tylko teoretycznie zatarła się w mojej pamięci.
__________________

Myślałem, że cos jeszcze napisze lub dodam jakieś zdjęcie - ale najzwyczajniej w świecie nie chce mi się.

Jest mgła.

środa, 5 maja 2010

Długo, niekonkretnie i na opak.

Czas na pewne podsumowania i na trochę dywagacji. Dawno nic nie pisałem i przypuszczam, że lepiej pisać rzadko, mało i konkretnie. Wróć - nie przypuszczam a mam pewność. A tak na marginesie - nie chce mi się pisać i któryś dzień z rzędu się zbieram do naskrobania niniejszego wpisu.
Zamknąłem wystawę w Mrówce. Starczy - wisiała aż nazbyt długo. Gdzie teraz pójdzie nie wiem, nawet nad tym nie chce mi się myśleć. Zamknąłem też obróbkę zdjęć z eventu Miss Mazowsza Płn. 2010. Zdjęcia z gali finałowej są już na stronie Organizatora od paru dni - zapraszam do obejrzenia. Chociaż przyznam się, że z bankietowych jestem bardziej zadowolony. Ale na relację z bankietu będziecie musieli jeszcze poczekać.

Zawracając jeszcze do Mrówki - 16 maja organizują piknik czy coś (imprezę masową w każdym razie) i zaproponowałem czy nie chcieliby Miss Mazowsza i I Vicemiss Polski mieć na tym pikniku. Prezesi nie wyrazili zgody/chęci wyłożyć 1000pln dla dziewczyn, a szkoda. No między bogiem a prawdą - czym jest taka suma dla dużej firmy? Ja rozumiem, że są już poczynione inne kroki, inne atrakcje itd., ale mojego zdania chyba sami się domyślacie.
O czym to ja jeszcze... A tak - dwie sesje w planach. Szczegółów nie zdradzę, żeby nie zapeszyć.

Majówkę zacząłem a jakże tragikomicznie. Jak małe dziecko się poślizgnąłem i rozwaliłem sobie o schody łuk brwiowy. Z tego co lekarz mówił do kości praktycznie. 14 czy 16 szwów - kto by to liczył? 8 się dopatrzyłem na wierzchu. A później grill - ręki mi nie urwało nie? Swoją drogą chyba mi blizna zastąpi część brwi - chociaż muszę oddać słuszny podziw dla świetnego szycia, ale jednak dziura była bydlęca. Bo a jakże musiałem od razu przemyć na żywca i zobaczyć czy na szycie trzeba. Jak tak dalej pójdzie to koło 30 dostanę kartę stałego klienta na pogotowiu. O ile dożyję.

Podywagowałbym o czymś - jednak nie widzę konkretnego celu w dywagacji na jeden z tematów, które ostatnio nie nurtują. Mało tego mam wrażenie, że dywagowanie na te tematy byłaby czymś co opisał już pięknie Nietzsche:
W co motłoch nauczył się niegdyś wierzyć bezpodstawnie, któż by mógł to, ujawniając grunt i podstawy - obalić?
Fryderyk Nietzsche — To rzekł Zaratustra (Część czwarta i ostatnia: O wyższym człowieku, 9.)



... za dualizm moi drodzy,
za dualizm...

__________________________________

W takich wypadkach śmierć następuje przez uduszenie, nie jest to jednak uduszenie w sensie potocznym, polegające na zaciśnięciu krtani i odcięciu dopływu powietrza do płuc, co dawałoby skazańcowi nawet kilka minut powolnego, świadomego duszenia się. W przypadku duszenia spowodowanego przez pętlę następuje odcięcie dopływu natlenionej krwi z płuc do mózgu, co jest wynikiem zaciśnięcia tętnic szyjnych przez sznur. Wskutek tego w ciągu kilku sekund skazany traci przytomność, a wkrótce (po ok. 4 minutach) następuje zgon.

W katolicyzmie samobójstwo jest grzechem, przez
wieki uznawanym za grzech śmiertelny — skazujący samobójcę na wieczne potępienie. W świetle współczesnej nauki Kościoła samobójcy mogą osiągnąć zbawienie, jeżeli samobójstwo jest wynikiem działania diabła, silnego stresu, poświęcenia, depresji lub innego zaburzenia czynności psychicznych. W takiej sytuacji może w ogóle nie dojść do popełnienia grzechu śmiertelnego (grzech śmiertelny to grzech, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą). Kościół uznaje, że życie ludzkie nie jest własnością człowieka i nie on, ale Bóg powinien decydować o jego zakończeniu: „Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie.”


Żal? Dobre sobie.

W okresie średniowiecza i późniejszym w licznych europejskich systemach prawnych próba samobójstwa była karana śmiercią, zadawaną często w męczarniach. Wpływ na to miało niewątpliwie uznanie samobójstwa przez chrześcijaństwo za grzech ciężki. W przypadku udanych prób samobójstwa symboliczną „karę” wykonywano niekiedy na zwłokach.

Ponieważ jednak samobójstwo jest czynem społecznie niepożądanym, przestępstwem jest nakłanianie do samobójstwa lub udzielenie pomocy w popełnieniu samobójstwa przez inną osobę, nawet na jej życzenie. Ten typ przestępstwa przewiduje przepis art. 151 Kodeksu karnego, który stanowi: „kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5

To możecie mnie skazać na dożywocie.

Na 5625 prób samobójczych: powieszenie - 4221 - 75,04%

Cytaty kursywą za wikipedią.

Przy okazji fakty i mity o samobójstwie.
__________________________________

Jestem chyba w jakiś sposób opętany śmiercią. Nie w sposób naukowy, ale też nie mam ku niej fanatycznego kultu. Nie fascynuje mnie, nie czyni też obojętnym.
Ucichły stowarzyszenia gnostyckie w Polsce - przynajmniej oficjalnie.
No dobra Różokrzyżowcy dalej żyją, ale dla mnie jest to - no powiedzmy nie to.
Trydium ma zablokowane wszystkie strony. Zresztą niewielka strata. Działać pewnie działają - ale cóż to za działalność.
Zresztą wszyscy głoszą oficjalnie bzdury i sieja ciemnotę. Gdzie by nie spojrzeć zakłamanie, durnota i ciemnota. No przepraszam na dnie znajdą się wyjątki. W podziemiu podziemia.
__________________________________

Nosze się z zamiarem, że dziś znów, po długim czasie, potraktuję się brainwave generatorem. Zrobiłem się strasznie leniwy pod tym względem. Z drugiej strony po co sobie coś utrudniać - jeśli można uprościć? A zresztą włączę od razu.
Kiedyś się dla mnie to źle skończy. Osiągnę pewien stan świadomości i dojdę do wniosku, że nie wracam. Ewentualnie będę skakał od fal alfa do delta, a betę olać.
... hahaha zacząłem słyszeć właśnie karetkę, jakąś rozmowę i zaczyna mi się mglić przed oczami. Oby tak dalej.

Jak zawrzeć w paru zdjęciach myśli - setki myśli, ich wzajemną ko-relacyjność i sprzeczność. Ba jak przekuć obiekty na jawie jak i w swym umyśle przystosowując do zapisania myśli. Alchemia. Fotografia, każda dziedzina Sztuki - to alchemia.
W szaleństwie jednak jest metoda! Ba iście sąd salomonowy w pewnym sensie juz na samym wstępie. Czyż nie można płótna podzielić na drobne skrawki? I czyż wtedy każdy fragment nie będzie w swej istocie tworem? Musze doprowadzić do przekucia ducha i materii i scalenia ich w każdym względzie.
Chyba powinienem zostać teoretykiem Sztuki. A przepraszam - ja nie chce być nigdy autorytetem w żadnej sprawie. Ślepcy niech wydają osąd, ja wole być skazańcem, katem i widzem jednocześnie. O ileż bardziej uczciwa wobec samego siebie jest rola poznawcza tej perspektywy.
A teraz czas się wprowadzić w trans.
...
Mam, w końcu mam. Wiem już co zrobić, wiem jak, wiem jakim sposobem i która drogą!
Jestem szarlatanem - inaczej niepodobna tego nazwać.
Dusza nie wychodzi na fotografii.
— Jan Twardowski

Zobaczymy kaznodziejo!