sobota, 24 kwietnia 2010

swiezo po misskach

Jest 2 w nocy. Wlasnie wrocilem na chate. Wogole to wybaczcie ale nie jestem przyzwyczajony do pisania z polskimi znakami, a poza tym moge robic orty. Bo wypilem bodaj 5 setek co daje bodaj pol litra XD NIe wrcc 5 x 5 250 znaczy cwiara. Ale mniejsza o to :D
Wygrala Ewelina Geras, co zreszta przeczuwałem od poczatku tj. od eliminacji.
I po raz enty gratulacje Ewelinko!. Z Nia zrszta wracałem na chate :D
Jezu ale helikopter. Od sniadania nic nie jadlem, nie liczac szlugow i energetykow. Sacre bleu!
Zdjęcia juz niedlugo. Poczekacie - a jest na co! Zapewniam!
I tego co ja mialem...
A tak z I vice Miss Globe i Jej facetem sie skumalem. Ekstra ludzie.
A swoja droga dzis wycisnałem z bankietu spokojnie 120% w zdjeciach, a ogolnie z 200% biorac pod uwage caloksztalt. Dobra, dobra, az tak wciety nie jestem - mowie serio :P
Co zawiodlo... projektanci nie dotarli - a szkoda. szprzeglo im ponoc poszlo w szczecinie. Lepper owszem byl, rozdawal krawaty samoobrony xD
Co tam jeszcze...
Lewego pozdrawiam! Publika zaczela sie bawic dopiero przy disco polo, no ale coz - nikt sobie publiki nie wybiera. Nic poza dicho nie slo im - a bylo naprawde duzo. Ba zapuscil nawet "road to hell" chrisa rea. Rea? Tak to sie pisze ? Whatever!
Ochorona z gromu kumata - szacun Panowie.

Aparatu niemal nie wypuszczalem z reki. Ot zeby zapalic, ewentualnie wywalic kielicha. Ludzie sie nie umieją bawic! To jest straszne!

Dobra tyle na dzis, trzeba odsapnac i moze sie zdrzemnac. Dawno sie tak dobrze nie czulem i zarazem tak podle. Zauwaze fakt ze jesli cos osobiscie Cie dotyka - staje sie za\razem powodem wielszego i lepszego workflow'u.

Wiecie co? Jestem zadowolony. I moze nawet dumny z siebie. a dlaczego nie bede tlumaczyl, bo by mi zarzuono zapewne chelpienie sie. Mniejsza o to.

cytujac slipknota na zakonczenie:


You all stare, but you'll never see
There is something inside me
There is something in you I despise

Cut me - show me - enter - I am
willing and able and never any danger to myself
Knowledge in my pain, knowledge in my pain
Or was my tolerance a phase?
Empathy, out of my way
I can't die

Purity


To wiele tlumaczy.

czwartek, 22 kwietnia 2010

(C)rush

Miałem napisać coś ciekawego, wzniosłego - ale brak czasu. Poczekacie - ale obiecuję, że warto, bo będą zdjęcia z finału Miss Mazowsza.

Skoro już przy tym jesteśmy czeka mnie nawał roboty. Począwszy od ogarnięcia się i dopieszczenia sprzętu na jutro, a kończąc na paru telefonach. Wtorek był straszny. O 11 byłem na miejscu, po 13 jakoś zaczęliśmy, a skończyliśmy o 23 (sic!). Padłem na ryj jak wróciłem - koniec końców 12 godzin na nogach to nie w kij dmuchał. 250 zdjęć zrobionych na luzie, bo pomagałem przy zrobieniu zdjęć dla Budmatu. Co ja poradzę, że lubię pomagać? A zwykle mi to nie wychodzi na dobre.
Zdjęcia, które zrobiłem dla Organizatora już od paru dni są na stronie Miss Mazowsza.
Swoją droga nie wiem czemu dziewczyny mają pretensje do mnie, że niby brzydkie zdjęcia. No ja przepraszam - ale Marcin chciał bez retuszu, wiec nie do mnie pretensje. O miny, złą postawę, garbienie się, itd - pretensje mogą mieć wyłącznie do siebie. Anyway miłego oglądania.
Więcej o konkursie truć teraz nie będę, bo już się mi temat przejadł, a jutro trzeba jeszcze wykrzesać z tego ile się da.


Nawiasem mówiąc Sony ogłosiło konkurs - temat: street (set: 3 zdjęcia), nagroda - wyjazd na mundial. Więcej info na Fotoblogii i oficialce Sony. Jeśli ktoś chce wystartować to biegiem - bo został tydzień do końca!
O konkursach jeszcze później napisze coś więcej - jak będę miał już czas.

Ciekawostka:
Czy słyszeliście o przepowiedni Malachiasza? Bo jakoś ostatnio często się słyszy, że będzie koniec świata. Nie bądźmy takimi optymistami.

PS. Zdjęcia, które tu widzicie - w wiekszym rozmiarze znajdziecie w galerii tutaj.
______________________________________________



Z innej beczki - bardziej pasjonującej. Rozgryzam pewien pomysł. Zbieram koncepty, rozważam i kombinuję. A wszystko dlatego, że chce zrobić na początku maja sesję, która mnie samego zmiecie z nóg. I chyba użyję na niej również analogów.
Ale zostawiając na boku kadry, tematykę, stylizację i cały ten widoczny gołym okiem bajzel zacząłem się wgryzać w to, czego się nie zauważa - co się po prostu wyczuwa. W to co sprawia, że fotografia zaczyna przemawiać wbrew woli krytyków, wbrew sprzeciwom profanum. I doszedłem do wniosków!
Otóż zauważyłem, że chcąc zrobić portret (no może nie do końca portret w znanym ogółowi znaczeniu), wiele zależy od osoby stającej przed obiektywem. Ba od tejże osoby zależy na ile to będzie prawdziwe! A skoro już mówimy o prawdziwości - zdziwiło mnie tym bardziej to - że aby to było prawdziwe do bólu trzeba jakimś cudem nakłonić tą osobę do poczucia tego. Może nawet nie do poczucia, a do oddychania tym przez dłuższy czas. Aż wymęczy, wykończy, wyssa z człowieka piękno. Zrozumiałem, że dopiero w takim momencie trzeba ubrać tą osobę w te pozory, w to co widoczne gołym okiem. Trzeba przelać wszystko co człowiek w sobie nosi w samo jego wnętrze. Mówiąc językiem astronomów - stworzyć czarnego karła. A później dokonać cudu i uwolnić całą energię człowieka, uwolnić to wszystko w odpowiednim momencie. Jakże to straszne z punktu moralności - stworzyć z prawdy kłamstwo na pozór, aby w odpowiednim momencie wydobyć prawdę i usłyszeć, że jest ona kłamstwem! I prosić o to, aby człowiek postawił na szali samego siebie, w loterii. Bo jeśli się nie uda tego wydobyć zostanie ślad w tej osobie - co do tego mam całkowita pewność.


Nie obawiam się odpowiedzialności - obawiam się porażki. Osobistej i dotkliwej. Nie czarujmy się - to nie są puste słowa - to jest skok w przepaść. I największą rolę gra tu przypadek. A nie od dziś wiadomo, że: Kiedy patrzysz w otchłań, otchłań może zacząć patrzeć w ciebie..
A skoro już Nietzsche to wspomnę jeszcze jedne jego słowa, które doskonale obrazują moje podejście i zaangażowanie w ten projekt:
Z wszystkiego, co kiedykolwiek napisano, lubię tylko to, co autor napisał własną krwią.


Tak więc podsumowując powyższe - po zakończeniu missek, po zamknięciu już wszystkiego - wracam do ascezy nieomal kultycznej. I mam silne przeświadczenie, że jestem na prawidłowej drodze.

piątek, 16 kwietnia 2010

Chaos myśli

Już tematem ostrzegam, że będzie dużo i chaotycznie - nie mogę z natłokiem myśli sobie poradzić. Postaram się chociaż w miarę konkretnie i w kolejności pisać. O tragedii nawet nie wspomnę - co za dużo to niezdrowo.

Pierwsza sprawa - eliminacje Miss Mazowsza Płn. 2010.
Frekwencja jakaś porażająca nie była i mam pewną tezę dlaczego. Wcześniej były eliminacje w Sochaczewie - stąd wniosek że część to niedobitki z tamtego eventu. Były dziewczyny, która nie pierwszy raz się znalazły na eliminacjach (z tych chyba jedna przeszła tym razem). Część zapewne nie ruszyła nawet sądząc, że eliminacje zostaną odwołane z racji wiadomego wydarzenia. Ale my się tam dowiedzieliśmy z radia co się stało coś kolo 10 - czyli tuz przed rozpoczęciem eliminacji. Zresztą o odwoływaniu mowy nie było. Szczerze powiem, że jakiegoś nalotu piękności nie było. Ba przeszło nawet takie "coś" czego wam nie pokaże - bo to jest jawna ujma dla gustu jury. No ale coś trzeba było wybrać (chociaż szczerze powiem, że były dwie lepsze kandydatki moim zdaniem). Tak czy inaczej zrobiłem w ciągu jakichś 4 godzin - 550 zdjęć i tyleż samo rawów ofc (10GB sic!). Bez lampy reporterskiej robota w tym tempie jest mordercza - bo lampa się przegrzewała, nie nadążała też z ładowaniem się. I tu miałem rację żeby mieć na wszelki wypadek drugi aparat. Zaproponowałem zdjęcia na poniedziałek, Organizator chciał na niedziele po południu (czyli na następny dzień). Więc powiedziałem, że będą na rano. I to była diabelnie ciężka noc. Jak się wziąłem za segregacje i processing około 20 to skończyłem o 8 rano - 12 godzin naprawdę ciężkiej roboty. Oczy mi się zamykały same, głowa mi leciała do tyłu i wszystkiemu towarzyszył koszmarny letarg - pomimo decybeli lecących wprost w moją czaszkę musiałem walczyć ze snem. Wczoraj dopiero przejrzałem te wszystkie zdjęcia na spokojnie. Wlepiam tu na szybko dwa sety - trzeba obejrzeć w pełnym wymiarze.
Zgrupowanie skrócone jest o dzień - zaczyna się za 4 dni. No i finał. Póki co staram się o tym nie myśleć.

Wczoraj trafiłem na film, którego dawno nie widziałem - a którego nie mogłem też namierzyć. Z prozaicznej przyczyny - nie pamiętam tytułu. Film ów zowie się "Wielkie nadzieje" i naprawdę warto go sobie obejrzeć przynajmniej raz. Powracają do mnie coraz częściej pewne pytania bez odpowiedzi - ale to nie czas żeby roztrząsać ten temat.

Sny mam coraz ciekawsze. Zasadniczo to bardziej koszmary. Dziś mi się powtórzył jeden o którym zdążyłem już zapomnieć - i jak zwykle rozwinął się o kolejne sceny.
Przedwczoraj śniła mi się wielka lodowa pustynia i szedłem po tym cienkim lodzie. I była fabryka jakaś, do której weszliśmy. Otóż w tej fabryce był koń wielkości, żeby was nie okłamać - sięgał łbem trzech pięter(?), ale najdziwniejsze było to ze jest kościotrupem i na dodatek z paszczy (paszczy nie pyska!) wystawały mu dwa olbrzymie kły skierowane na wprost.
Wczoraj wojna, niemcy, rusztowania, naboje, stare kamienice zniszczone bombardowaniem - nic nowego. Tylko czemu ja w tych niemców chciałem rzucać śrutem upapranym w smarze? Tego nie potrafię zrozumieć.
Dzisiejszego nie będę opowiadał bo nie mam ochoty Was zadręczać. Krótko mówiąc - ośrodek wypoczynkowy, ziemia powypalana, lisie nory, piski dzieci, drewniane domki, iglasty las, ruiny jakichś kominów. I słyszałem wyraźnie - "no one is safe" z któregoś kawałka slipknota.
Gdybym ja to potrafił namalować!

Wyszukałem fajna miejscówkę, na której może uda mi się zrobić kadr, który mi się już parę razy śnił. 30km do przejechania. Czy to problem? Chyba brakuje mi wrażeń. Takich naprawdę potężnych, osobistych. Bo wypalić się nie wypaliłem. Brakuje tylko paru granatów i benzyny żeby to zaczęło płonąć. Strasznie zaniedbałem deviantArt'a. Zdjęcia z niemal miesiąca czekają i dopiero dziś wziąłem się za zrobienie z tym porządku. W ciągu dwóch dni powinno wszystko już być na miejscu.

Na marginesie:
Ellen wypuściła coś co mi śmierdzi kiczem i jest moim zdaniem porażką: Shrek of a Guy

No i niniejszym tyle. Nie będę teraz rozwlekał.
Więcej zdjęć i konkretniejsze tematy może już niedługo.

piątek, 2 kwietnia 2010

All le luha!

Normalnie sam w to nie wierze ale jednak :D
Ale po kolei, bo już i tak się zachowuję jakbym wciągnął tonę fety :D

Przede mną ciężki mimo wszystko okres. Terminy będą się nakładać niemal. Dzień tu, dzień tam. Znów wpadnę w rytm i będzie pędziło aż miło. Ten miesiąc będzie naprawdę hardcore'owy. Będę chodził jak nafukany chyba non stop. Jak ja kocham ten stan, tą adrenalinę, te endorfiny. I teraz tylko żeby wszystko wyszło na 120% i będzie bosko :D

Otóż Moi Drodzy dostałem akredytację na Miss Mazowsza Płn. 2010! Na samych eliminacjach muszę zrobić 150 zdjęć - po trzy na każdą dziewczynę. Co oznacza, że zrobię pewnie niemal pełną kartę - a nie tylko 150 zdjęć.
Później zgrupowanie. I na koniec finał zakończony bankietem. Ale do tego czas jeszcze. Najpierw eliminacje i musi wyjść perfekt - łaski nie robi nie? :D
Co mnie jeszcze cieszy - na eliminacjach zero retuszu. Co oznacza ze cała moja grzebanina będzie się ograniczać do wywołania RAWów. No cóż - za zły make-up ja nie odpowiadam, hie hie.

Coś co bardzo mnie osobiście cieszy dodatkowo - z cała pewnością na finale dziewczyny będą w ciuchach od...
Otóż Milita Nikonorov pokaże swoją nową kolekcję. Jak się dziewczyny postarają to będzie naprawdę wspaniały widok. A z tego co widziałem do tej pory - część kandydatek ma pojęcie o modelingu. Zresztą na zgrupowaniu zostaną nauczone tak czy inaczej.

Jedno co mnie nie cieszy - będę musiał się tarabanić z całym sprzętem. Co ja poradzę, że nie lubię latać z niepotrzebnymi kilogramami i torbą? No ale trzeba będzie wziąć, nie ma rady.

Zmieniając trochę temat - za trzy dni przypuszczalnie będę robił zdjęcia na wieczorze panieńskim. Jednak na domówce, a nie w knajpie. Odreaguje sobie trochę przed eliminacjami. Ciągle łażę po mieście i szukam kadrów. I tak szczerze mówiąc dopiero dziś się nie wynudziłem. Poprzednie dwa dni totalny brak fascynacji. Może po prostu zżerał mnie stres czy będzie akredytacja czy nie, i dlatego nie mogłem zrobić czegoś ekstra. W sumie dziś też nic ekstra nie było, ale przynajmniej jest chillout.

Słońce ładnie dziś wypalało - z 6 EV różnicy było z całą pewnością. Nie trzeba kręcić później z kontrastem, ale z drugiej strony trzeba chwycić idealny światłocień, co jest loterią przy reportażówce. Może właśnie w tym tkwi magia takiego łażenia? W tej loterii światłocienia? W niekontrolowanym zachowaniu ludzi, którzy nie maja pojęcia, że patrzy na nich szklane oko?

Ellen zrobiła parę naprawdę fajnych rzeczy ostatnio:
Rosie Huntington-Whiteley / May, 2010 GQ UK
"Praying Mantis / Merry Widow" / Above Magazine #5 "Moods"
"Mode Lust" with Eva Herzigova & Andres Velencoso / Spring/Summer 2010 Stern
Szczerze polecam obejrzenie.

No i to by było na tyle. Pogoda piękna - tylko korzystać. Tym bardziej, że już niedługo ma się popsuć.