Żeby było czytelniej -
Slipknot - PsychosocialI możemy zaczynać.
Uczciwie oświadczam, że mam 3 tyskie o,5l na łbie i nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia - jest coś na rzeczy.
Otóż Moi Niedrodzy, uświadomiłem sobie, że zrobienie najbliżej sesji - tego niby "projekciku" jest (czy raczej stało się) - czymś więcej. Wam to wisi i powiewa - bo nigdy nie staniecie przed takim czym podobnym dylematem.
A zresztą zapuście sobie całe
"All Hope Is Gone".
Zacznijmy od cytatu - ostrzegam długiego!
Kto głęboko w świat patrzył, ten snadź odgadnie,
jaka w tem mądrość się kryje, iż ludzie są powierzchowni.
To instynkt samozachowawczy uczy ich pobieżności,
lekkości, fałszywości. Śród filozofów tudzież
śród artystów zdarza się tu i ówdzie nadmierne
i namiętne »czystych form« uwielbienie: niechaj nikt
nie wątpi, iż komu p o t r z e b a tak bardzo kultu powierzchni,
ten sięgnął już kiedyś boleśnie pod nią.
Co do tych poparzonych dzieci, urodzonych artystów,
u których używanie życia li na tem jeszcze polega,
by obraz jego f a ł s z o w a ć (ni to z zawziętej na życiu
zemsty —) , istnieje snadź nawet hierarchia dostojeństwa:
ze stopnia, w jakim obmierzło im życie,
możnaby wnioskować, o ile sfałszowanym, rozcieńczonym,
uzaświatowionym, przebóstwionym pragnęliby
widzieć obraz jego, — zaś homines religiosi możnaby
zaliczyć do artystów, jako ich stopień naj -
w y ż s z y . To głęboka podejrzliwa trwoga przed
nieuleczalnym pessymizmem zmuszała całe tysiąclecia
wpijać się zębami w religijną interpretacyę bytu:
trwoga owego instynktu, który przeczuwa, iż możnaby
prawdę posiąść p r z e d w c z e ś n i e , zanim
człowiek stanie się dość krzepkim, dość twardym,
dość artystą... Pobożność, »życie po bożemu« w ten
rozpatrywane sposób przedstawia się jako najsubtelniejszy
i ostatni płód t r w o g i przed prawdą, jako
zachwyt i upojenie artystyczne z obawy przed najkonsekwentniejszym
ze wszystkich fałszerstw, jako
wola odwrócenia prawdy, nieprawdy za każdą cenę.
Nie było snadź dotychczas silniejszego środka, by
upiększyć człowieka, niźli właśnie pobożność: dzięki
jej staje się człowiek tak bardzo sztuką, powierzchnią,
grą barw, dobrocią, iż widok jego przestaje
już boleć. —Otóż odrzucam ta pobożność, tą kłamliwą hołotę i pomiot ars gratia artis! Odrzucam i potępiam z całego swojego jestestwa! Jest mi ona obmierzłą i zawsze takową pozostanie!
Uświadomiłem sobie, że w tej sesji odbije się nie tylko Ktoś ale i Ja.
Sensu stricte sesja zaczyna być tu zaledwie dodatkiem jak ów Osoba stwierdziła - i ma rację. Cóż, przyznam że i we mnie to budzi coś z pogranicza grozy i namiętności.
Nieopisane uczucia są bezcenne. I nie można się nimi w pełni dzielić. Cóż z tego, że poczuje ich skrawek, cóż z tego, że ten skrawek umieszczę na fotografii? Dla mnie to nieomal sacrum. Właśnie to, właśnie te uczucia, emocje, myśli - to jest sacrum. A nie dogmaty zrodzone wśród próżnych w celu kontroli ograniczonych. I wiem, że nie powinienem tego robić - że nie mam do tego prawa. Więc dlaczego to zrobię? Bo zrobię to, jak siebie nienawidzę! Bo nikt oprócz mnie się na to nie porwie!
I nie, nie widzę tego w świetle, że przez to zostanę zapamiętany - nie chcę! Nie pragnę rozgłosu, nie chcę aprobaty, leje na opinię profanum! Chcę żebyście okazali się tępą bandą baranów, żeby moja publiczność była ślepa - a o dlatego, że wtedy będzie mi lżej. I jestem pełen podziwu i szacunku (naprawdę wielkiego szacunku) dla Osoby, która wiedząc o tym co zamierzam - zgodziła się na to.
Nie wróć - zapuście sobie co tylko macie Slipknota. Wszystko!
Aktualnie duality dokładnie.
Pieprzone
DUALITY.
Sorry za wtręt.
Wracając do wątku - nomen omen wbrew pozorom nie przerwanego.
Zaczynam odczuwać to do czego zmuszę ta Osobę - i wierzcie mi lub nie - to nie jest przyjemne. Tego się nie da od tak wyobrazić - tego wogóle nie można sobie wyobrazić.
Dziś stwierdzam z cała odpowiedzialnością - ja zrobię tej Osobie krzywdę. I nie chodzi tu o krzywdę fizyczną, nie. O pstychiczną; głęboką i nie do usunięcia bliznę. Ona ma tego świadomość i się na to godzi - jak mam być dla Niej - nie czarujmy się - katem, stwórcą i opiekunem zrazem. Jakich ofiar wymaga prawda?!
Czy się waham? Zapewne większość z Was już teraz by powiedziała, że to jest nieetyczne. Nie podoba się - to won. Ja tu Was nie trzymam. Wracając - nie, nie waham się. To jest coś takiego jakby padał deszcz i wiatr wiał Ci w twarz a ty idziesz do celu. Jak to nazwać? Przeświadczeniem o słuszności?
I've got to say what i've got to say? Powiedzmy - chociaż słowa tego w pełni nie oddadzą.
Czuję, że ten projekt może mnie przerosnąć jako człowieka. Chyba tylko tego się obawiam - że brak zdystansowania się, będzie miał zły skutek. Ale jednocześnie czuje, że to jest właściwa droga, że tu potrzeba wielkiego zaangażowania (przede wszystkim psychicznego i duchowego) - inaczej to nie ma sensu.
Czy się boje, że za dużo będzie w tych zdjęciach mnie? W sensie subiektywizmu sposobu patrzenia trochę tak - zwłaszcza, że pragnę, aby stało sie to nieomal uniwersalne. Z drugiej strony czy to może być wogóle uniewersalne? I don't think soo...
Nie boje się obnażyć swoich tajemnic, ale chce aby to było o Niej. Chce, żeby mój sposób patrzenia pozwalał
z o b a c z y ć. Żeby to co ze mnie nie stało się jakimś uniwersum przestrzeni, w której przyjdzie się zamknąć - chce żeby było widać ta reakcje łańcuchową. I zapcham te 16 GB do pełna bynajmniej nie trywialnymi kadrami i kłamstwem. A możecie mi wierzyć, że z tym nastawieniem byłbym gotów na wszystko.
Nie wiem co to jest. Bo nie są to zapędy wyłącznie artystyczne. Artysta? To pojecie jest w tym momencie nic nie warte. Już bardziej pasuje
demiurg. NIe licze sie ze soba - nie to że nie chce. Po prostu nic mnie nie obchodzi moje ja. tak jakbym nie istniał. Chce być częścią
i d e i - dokładnie tą, tu i teraz.
Fryderyk Nietzsche — To rzekł Zaratustra (O nadczłowieku i ostatnim człowieku, 5.)
Trzeba jeszcze mieć w sobie chaos, aby móc zrodzić tańczącą gwiazdę.
Fryderyku, gdybyś wiedział ile trzeba poświecić, ileż wysiłku trzeba włożyć nadto. Ale zapewne wiedziałeś, a mi się dopiero teraz - przy konfrontacji ze stwierdzeniami - przychodzi mierzyć z tym. I choć z jednej strony walka to nierówna - z drugiej jest oczywistym, że jest to walka nie tylko o ideę, ale również o wszystko co mnie stanowi. A siebie zdradzić niepodobna po tym wszystkim.
_____________________
Zawsze będziesz mi się już kojarzyć z tym, co mi najdroższe. Nie wiem jakim cudem udało Ci się wspiąć na to miejsce niedostępne. Nie wiem i tym większe budzisz u mnie uczucia - gdyż trafiasz tam w szczerości wolą losu.
Fryderyk Nietzsche — Tako rzecze Zaratustra (Mowy Zaratustry: O przyjacielu)
Jeśli chce się mieć przyjaciela, trzeba też chcieć prowadzić o niego wojnę; aby zaś prowadzić wojnę, trzeba umieć być wrogiem.
Niniejszym oświadczam - idę na wojnę. Bo taki (nie)przyjaciel nad tysiąc innych stanie i od całej ludzkości cenniejszy._____________________
Fryderyku dopiero teraz zaczynam Cię pojmować w życiu!