wtorek, 8 czerwca 2010

Mam potrzebę robienia sztuki, sztuki psia jego jucha, a nie jakichś zasranych ślubów. Ale zrobię - pierwszy i ostatni raz (oby!) - zrobię ślubną. Potrzebuję kasy, nawet śmiesznej - ale potrzebuję. Chociaż sposób załatwienia tej sesji i ta suma są dla mnie policzkiem. Zrobię i niech to małżeństwo całe szlag jasny.


Do miejskiej odnoszę się coraz bardziej sceptycznie. Jedno, że nie wyzwala to wizjonerstwa takiego, jakie mi się widzi w mym chorym umyśle. Drugie, że nie chcę wpływać na ludzi, a przecież im dalej jestem z obiektywem tym słabiej jakoś czuję. Wiem, ze dziwnie to brzmi ale taka prawda.


Ostatnio miewam szczękościsk. Ambicje, stres, frustracja. Trzy niecnoty główne przyprawiające o ból zębów, głowy i niechęć do wszystkiego co żywe.
O czym to ja jeszcze...
A tak. O upale. Otóż czytając niedawno po raz kolejny "Wszyscy byli odwróceni" Marka Hłasko doszedłem do wniosku, że zdychanie w upalny dzień połączone z poczuciem bezcelowości wszelkich działań musi być w jakiś sposób doznaniem metafizycznym. I zachciało mi się Haify. Haify się zachciało staremu capowi, który zaczyna zdychać przy 30 stopniach. A jakby było z 45? Może w tym jest ta metafizyka? Że chciałbyś zdechnąć już i nie możesz. Że konasz w tym skwarze i nie masz nawet siły myśleć jakie to ma znaczenie.
Zmienię chyba sposób działania, podejścia - zwał jak zwał. Chodzi o to, że koniec z otaczaniem się czymkolwiek na siłę, Koniec z jakimkolwiek działaniem choćby w najmniejszym stopniu przemyślanym. Przechodzę na odruch. Jedynym co będzie świadome - to pozwolenie na otoczenie się i nagromadzenie tego wszystkiego. A czym jest wszystko w tym wypadku opisywać nie będę.


Na chwilę obecna odczuwam dyskomfort poczucia rzeczywistości - wszystko jest zbyt realne, itd. Mówiąc brzydko - gówno śmierdzi, ale śmierdzi już tak długo, ze sam fakt istnienia smrodu stał się bardziej wnerwiający niż sam smród.


A tam pierdolę, nie mam nic więcej do dodania.
Chociaż nie! Jedno jeszcze mogę powiedzieć - jest tylko jeden sposób abym umarł szczęśliwy - umierając muszę słyszeć Miserere Sophii. Ok, może to nie jedyny sposób, ale zarazem jedyny jaki mam w zasięgu ręki.
Koniec wywiadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz