czwartek, 2 września 2010

Verfluchte.

Z racji tematu dzisiejszego wpisu włączam płytę Ghosts of Breslau - Sacred Place. I Wam tez doradzam to zrobić, a jeśli macie na podorędziu trunek jakiś - to i on może się przydać.

Ledwo przyjechaliśmy i poczułem zapach szpitala, nie ten normalny zapach - ale ten, który się czuje pod skorą, który wchodzi przez potylice i się zagnieżdża jakby miał sparaliżować. Tego zapachu nie czułem... od 5 lat.


Te długie korytarze oświetlone mdłym światłem tak mi nie przypomniały psychiatryka, jak ludzie. I nie mam tu na myśli nic złego. (To mdłe światło zawsze będę rozpoznawał.)
Uświadomiłem sobie, że ciało jest tylko narzędziem, często wiezieniem, a zawsze powodem zwątpienia i, a niech mnie bóg skarze, karą czy raczej okrucieństwem stwórcy a jednocześnie darem zarazem. Cholerny dualizm.
Wiecie, w psychiatryku widziałem wiele, bardzo wiele. I nie mówię tu o latających stołach czy szarpaninach, nie moi drodzy - nie w tym rzecz. Chodzi mi o zwątpienie, o osamotnienie, o wzajemne relacje - gdy wszyscy jesteśmy naznaczeni swym własnym koszmarem.
Jednocześnie widzę hart ducha, wolę walki, trwanie - już nie dla nadziei, nie dla wiary - ale dla samego faktu trwania. Niczym monumenty, posagi rzeźbione dłutem wieczności.




Ta drżąca ręka, którą zaobserwowałem chłodnym okiem; ta obojętność trywialnego płytkiego zrozumienia w pierwszym momencie - to było za mało. Ta drżąca ręka w tak krótkim czasie urosła do symbolu, nie do rangi symbolu - ale do symbolu.
Oczy czarne, niczym wypełnione pustką, i ta świadomość - że słyszy, że widzi, że wszystko co robi jest okupione wielkim trudem.
Zajrzałem w te oczy - to było więcej niż rozmowa. Ten zapach przebił się przez potylice i zagnieździł mi się w umyśle jak ziarnko piasku.
I przypomniały mi się słowa stalkera: w słabości jest siła.

Nigdy wcześniej "patrz, trwam" nie było tak dosłownym credo wieczności.

____________________
Z okazji, że posta musiałem reditować posta i wogóle przetrawić jego treść i powody, oraz z racji tego, że wiele się zmienia i że przestałem klepać gówno, oraz z okazji, że dziś miałem naprawde popier... koszmar z królikiem w katakumbach i procesją prowadzoną przez biskupa z głową konia - hmmm jakby to ująć.
Niech będzie tak:



I styka.
Opuszczamy trumnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz